Dzień w Edynburgu

Dzień w Edynburgu

Idę do szkoły, a edynburczycy do pracy. Z tym że ja tym razem nie do pracy. Nastąpiła oczekiwania zamiana miejsc. Rozpoczynam dwutygodniowym kurs języka angielskiego w Kaplanie. Budynek tej szkoły znajduje się niedaleko kamienicy, w której (jak twierdzi mój lektor Josh) Fryderyk Chopin zagrał swój ostatni koncert.

Mam zajęcia od 8.30 do 13.45. Naprawdę  teraz  lepiej rozumiem moich licealistów. Jakże trudno jest wysiedzieć w ławce 5 godzin. Żeby tylko wysiedzieć! Trzeba być  uważnym, aktywnym, rozmownym. Nie wolno sprawdzać Messengera ani What’s App’a. Należy również uważać, by nie popełnić jakiejś gafy, bo to przecież towarzystwo wielokulturowe. Przykład? Ćwiczymy w parach użycie przymiotników w stopniu wyższym. Lektorka prosi o porównanie się nawzajem. Proste? Pozornie, bo moją partnerką jest Atheer z Arabii Saudyjskiej. Jak wygląda? Trudno powiedzieć, bo nosi hidżab i nikab. Nie wiem więc, czy jest chuda, czy gruba. Jakie ma włosy?

Szczególnie ciekawe jest dla mnie doświadczenie pracy w grupie popołudniowej, bo składa się ze studentów w wieku moich maturzystów. Na szczęście są bardzo otwarci, radośni i nastawieni na wspólne działanie. Przygotowujemy projekt – Wycieczka na Alaskę. Muhammad (Kuwejt) zajmuje się obliczaniem kosztów, Dino (Włochy) jest odpowiedzialny za zdobycie informacji o języku i jedzeniu. Mnie przypadła w udziale kultura i trudności, z jakimi możemy się zetknąć w tej części świata. Po żmudnych przygotowaniach i próbach następuje prezentacja. Poszło nam bardzo dobrze. Dostajemy brawa. Jestem tak wyczerpana, że stać mnie tylko na podróż do Portobello. Kupuję tam fish & chips, siadam na plaży i, wpatrując się w zamglony horyzont, oddaję się błogiemu lenistwu. Chwilo, trwaj!