Otóż i pozytywów z kursu w Ratyzbonie ciąg dalszy.
Nowy tydzień zaczęliśmy od „Sztuki”, której wprawdzie nie udało nam się zdefiniować na nowo, ale każdy z nas miał okazję pokazać swoje spojrzenie na ten, tak umykający wszelkim uściśleniom, temat.
Dla odpoczynku odkryliśmy na nowo, jak zabawne potrafią być homonimy w języku niemieckim, za których sprawą niejednokrotnie dochodzi do śmiesznych pomyłek w czasie rozmów z naszymi zachodnimi sąsiadami.
W związku z tematyką szkolną mieliśmy okazję poznać i porównać nasze systemy szkolne. Nie obyło się również bez próby wykreowania naszej szkolnej rzeczywistości na nowo poprzez wybieranie i łączenie najlepszych elementów z każdego systemu (ach te niemieckie pensje …!).
Metodyczna część objęła tym razem wiadomości o krajach niemieckiego obszaru językowego, czyli tzw. Landeskunde, ćwiczenia dla uczniów dotyczące pracy nad słownictwem mające najczęściej formę gier, dzięki którym i my popołudniową porą mogliśmy złapać trochę oddechu, ale i zdobyć nowe doświadczenia w tym zakresie. Część metodyczną zakończyliśmy połamaniem sobie języków przy pracy nad niemiecką fonetyką, która jednakże przyniosła ze sobą również nowe impulsy do pracy na naszych zajęciach z uczniami.
Program kulturalny objął m. in. krótki rejs statkiem po Dunaju do Donaustauf, gdzie znajduje się późnoklasycystyczna budowla tzw. „Walhalla” upamiętniająca sławne postacie historyczne niemieckojęzycznego kręgu kulturowego. Pośród „wielkich” nie zabrakło naszego rodzimego Nicolausa Copernicusa, gdyż posługiwał się językiem niemieckim, a jest to jeden z warunków, które musi spełnić postać historyczna, ażeby zostać uświetnioną w tym miejscu. Innym wyznacznikiem jest dokonanie rzeczy wielkich, a tego naszemu sławnemu Polakowi odmówić nie można.
I tak, powoli, ale nieubłaganie, zbliża się koniec naszej językowej i kulturowej przygody w Ratyzbonie. Czas zapakować wszystkie wrażenia, przemyślenia i nowe pomysły i ruszać naprzeciw nowemu rokowi szkolnemu i nowym wyzwaniom.
Beata Kowalska